Image Map

29 listopada 2013

Regina Brett "Jesteś cudem". Recenzja



Na wstępie tej recenzji od razu zaznaczę, że większe wrażenie wywarło na mnie Bóg nigdy nie mruga. Wynikać to może z kilku faktów: była to książka lepsza od Jesteś cudem, być może jestem już przesycona tematyką motywacyjną, być może Regina trochę się powtarza, być może druga książka jest mniej dosadna. Na pewno większego kopa dało mi Bóg nigdy nie mruga

Jesteś cudem to zbiór felietonów o niezwykłych, według Reginy, ludziach. Trochę w niej mniej już historii dotyczących samej autorki. Więcej w niej Boga, niż w poprzedniej książce. Mniej humoru, jednak nadal zaskakujące postawy i zachowania ludzi, godne naśladowania. 

Jednak czasami da się odnieść wrażenie, że za niektórymi historiami nie idzie żadna nauka. Ot, napisała czyjaś historię, ale czytelnikowi trudno wyciągnąć z niej jakieś wnioski.

Nie skłamię pisząc, że czytanie momentami mi się dłużyło i zerkałam, jak daleko do końca.

Niektóre rady są tak "codzienne", że momentami zastanawiałam się, czy nie znalazły się w książce tylko po to, by autorka dobrnęła jakoś do tej 50. Dla mnie może są one oczywiste, dla niektórych mogą być odkryciem. Chociaż na obronę mogę dodać, że chociaż wytłumaczone są w konkretny sposób, który ich obecność w książce jakoś tłumaczy. Ale jak czytałam o tym, aby się nie spóźniać, to myślałam sobie jejku! Przecież każdy to wie! Ale to może rada dla tych, którzy spóźnianie uważają wręcz za towarzyski obowiązek, albo nawet, że wypada i trzeba.

Jak zwykle podam Wam w pigułce to, co dla mnie wydało się najważniejsze z tych 50 lekcji :)

  • nikt nie jest zbyt mały, aby zmienić rzeczywistość,
  • jeżeli chcesz osiągnąć to, co niemożliwe, zacznij od tego, co możliwe,
  • doceń tych, którzy zmienili twój świat,
  • bądź tym, kim marzysz zostać; nie zadowalaj się tym, kim już jesteś,
  • wszyscy robimy to samo- różnica polega na tym, jak to robimy,
  • niech przeszkoda stanie się twoją misją,
  • najpierw zajmij się sobą,
  • traktuj ludzi tak, jak chcą być traktowani- ani lepiej, ani gorzej,
  • REAGUJ- rada mocno do mnie trafiła zwłaszcza, że kiedyś biernie słuchałam, jak facet wyzywa w busie kobietę od najgorszych bez żadnego powodu. Już miałam zareagować, ale strach przed tym, że wysiądziemy na tym samym przystanku i zostanę z nim sama, zwyciężył. Chyba przez miesiąc sobie to wyrzucałam!
  • czy swoje szczęście mierzysz latami, czy chwilami?
  • gdybyśmy cały czas byli szczęśliwi, przestałoby nas to cieszyć- w 100% się zgadzam. Ma to chyba wiele wspólnego z powiedzeniem pieniądze szczęścia nie dają. Jak już sobie wszystko kupisz, spełnisz wszystkie marzenia, co ci zostanie? Do czego będziesz chciał dążyć? Samo to, jak łatwo osiągniesz coś dzięki kasie, odbierze ci całą radość z procesu "dostawania".
  • nikt nie ma idealnego życia,
  • okoliczności życiowe odpowiadają TYLKO za 10% naszego szczęścia- zbadane,
  • nie musisz od razu zbawić całego świata- wystarczy, że uszczęśliwisz jedną osobę,
  • nie masz wpływu na to, co cię spotka, ale masz wpływ na to, jak zareagujesz,
  • słuchaj swojego ciała,
  • żadna prośba nie jest zbyt śmiała,
  • nie gloryfikuj ubóstwa, nie demonizuj bogactwa,
  • bądź oryginalny, a przy tym pozostań sobą,
  • zanim coś o kimś powiesz, zadaj sobie 3 pytania: czy to coś miłego? Czy to prawda? Czy musisz to powiedzieć?
  • każdy, kto z tobą plotkuje, plotkuje też o tobie,
  • słuchaj swojej intuicji,
  • zbyt często do życia budzi nas jakaś tragedia,
  • zmieniaj rzeczywistość wokół siebie, jeżeli chcesz zmienić świat,
  • jesteś najważniejszym nauczycielem dla swojego dziecka,
  • nigdy nie jest za późno na spełnienie marzenia,
  • dlaczego nie zrobisz pierwszego kroku? Zakop topór wojenny, póki jeszcze to możliwe,
  • strach bywa motywacją,
  • wycisz negatywne myśli- znasz o to uczucie, kiedy twój mózg chce cię zabić?
  • jak zapamiętają cię ludzie? Co powiedzą o tobie na twoim pogrzebie?

Mimo,że Regina momentami pisze o oczywistych oczywistościach uważam, że i o takich zapominamy w dzisiejszym, zabieganym świecie. Dlatego polecam. Moją radą jest, abyście książkę sobie dawkowali i nie starali się jej jak najszybciej pochłonąć. Może po prostu ja źle zabrałam się za jej lekturę, zbyt na chama :P


Całusy,
M.



Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)

26 listopada 2013

Refleksje z wyprawy do księgarni



Z okazji zimy, kilka dni temu odbyłam wycieczkę po kilku księgarniach. Nawet nie wiecie, ilu emocji dostarczyła mi ta wyprawa! Aż dwa tematy na bloga mogłyby z tego powstać, ale ściśniemy wszystko w jedną całość <chyba już widać, że lubię pisać długie posty?>

Na pierwszy ogień poszedł Empik. Dostałam bon podarunkowy więc poszłam zaszaleć. Oczywiście stanęłam przy regale poradniki oraz psychologia. Po chwili przeglądania, wybrzydzania, cmokania, ślinienia stron stanęły obok mnie dwie nastolatki. Widząc, że jestem jakimś napaleńcem, bo to wyciągam to odkładam książkę z jakąś <dla nich> nie zrozumiałą ekscytacją, zaczynają rozmowę:

- Ja to nie wiem, po co ci ludzie takie książki kupują...
- Noooo, papka dla debili. Myślą, że przeczytają książkę i zmądrzeją.
- Noooo, nabijanie kasy i tyle. 
- Ej, no weź! Żebym ja po przeczytaniu książki miała być chuda albo szczęśliwa.
- Nooo wiesz, ludzie wszystkiego się chwycą.
- Ale ja tego nie rozumiem, wyrzucanie kasy w błoto i tyle.

Gdy zobaczyły, że ich głośna rozmowa, nie wzrusza mnie na tyle, żeby zmienić dział, odeszły i zaczęły wertować różową i skrzącą brokatem książkę o One Direction. Z doświadczenia wiem, że lepiej nie wchodzić w polemikę z nastolatkami, <bo kiedyś za samo popatrzenie się na nie usłyszałam co się gapisz, jeb** ci?!>, zwłaszcza, gdy są to koleżanki. Mogłabym nie wyjść z Empiku żywa.

Jednak ich wymiana zdań zmusza mnie do zastanowienia się, czy nie mają trochę racji? Oczywiście one pominęły chyba kwestię "aktywnego" czytania takich książek, to jest, stosowania się do rad w nich przedstawionych.

Ja takich książek już trochę mam na swojej półce i wiem, że niektóre z nich działały na mnie mega motywująco, ale tylko na początku. Potem i tak wracałam do starych nawyków/przyzwyczajeń/narzekania i tak dalej. 

Jednak im więcej takich książek czytam, tym częściej łapie się na tym, żeby zmieniać swoje zachowanie w danej sytuacji. Żeby zareagowała "lepiej" <czyli tak, jak uczy autor danej książki>, a nie tak, jak reagowałam do tej pory.

Myślę, że dzięki literaturze motywacyjnej/rozwojowej wyciszyłam się. Nie reaguję już na wszystko tak nerwowo jak dawniej. Zanim zacznę kogoś "obgadywać" zastanowię się, po co właściwie mam to robić? Nie zacietrzewiam się i jak chcę pogadać z koleżanką to do niej piszę/dzwonię bez szukania wymówki, że ona teraz powinna się odezwać, bo to jej kolej na kontakt. Jak mnie ktoś mega wkurzy to uśmiecham się pod nosem, myślę "swoje" w głowie i odpuszczam. A dawniej gotowa bym była nawet do bitki. 

Później odwiedziłam Matras-a. Stojąc w kolejce do kasy byłam świadkiem takiej sceny.
Starsza pani pyta o kalendarz. Kasjerka wskazuje regał z kalendarzami. I tutaj zaczęły się schody... bo starsi ludzie nie lubią jednak samoobsługi.

Kasjerka: Za panią są wywieszone kalendarze.
Pani: Słuuccchaaam?!
K: Za panią są kalendarze.
P: Słuuuchaaaam?!
K. trochę głośniej i bardziej obrazowo: ZA PANIĄ!
P: Nosz cholera, nic nie słyszę...
K. wskazuje reką: TAM!

Kasjerka non stop z uśmiechem na twarzy, miła w 100%.

P: Aha, czyli są. No to sobie kiedyś wybiorę jakiś. A chciałam zapytać, czy macie jakieś książki autora XYZ?

Kasjerka sprawdza w bazie.

K: Tak, mamy dwie jego książki <pokazuje paluszkami dwójkę>
P: Oooo, a jakie tytuły?

Kasjerka podaje tytuły.

P: Coooo?

Kasjerka ponownie podaje tytuły.

P: Słuchaaaam?!

Znowu powtarza. Kolejka się powiększa do mega rozmiarów. W końcu z kolejki krzyczę do kasjerki: niech jej pani napisze na karteczce!
Kasjerka napisała, podaje starszej pani. Ta zmieszana mówi.

P: Nosz cholera, nic nie widzę

Morał? Ciesz się, że słyszysz i widzisz. Ciesz się, że jesteś młody. Nie osądzaj czasami tak ostro starszych osób. W pewnym momencie ich życie robi się trudne, nawet w takich, zdawać by się mogło, przyjemnych chwilach, jak zakupy. W ich czasach była pani ekspedientka, która podała z półki to, co chcieli. Starsi w większości nie odnajdują się w obecnej rzeczywistości. Pomyślcie sami, że niektórzy ludzie po 30 nie ogarniają do końca obsługi komputera, bo technologia tak przyspieszyła. Co dopiero ludzie po 70! Ile ja się czasami nawkurzam na moją mamę, jak "nie ogarnia" jakiejś rzeczy w telefonie komórkowym. A jeżeli ktoś jest upierdliwy po 70 to znaczy tylko tyle, że upierdliwy był też w wieku 20- czasami nie stajemy się bardziej zgryźliwi z wiekiem, a już się tacy rodzimy. Te wredne baby z komunikacji miejskiej według mnie na jakieś 75% były już nie do zniesienia, będąc w moim wieku! Dlatego przymknijcie czasami oko na wiek i wytłumaczcie wszystko ze stoickim spokojem :)

Całusy,
M.



Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)

20 listopada 2013

Szpital


Za swego życia w szpitalu byłam raz. Na tydzień. A wrażeń z tego miejsca bez liku. Taka sytuacja: grypa żołądkowa. Najgorszemu wrogowi nie życzę. Odwodnienie, urwany film, karetka, szpital. 


Będąc w szpitalu trzeba mieć cierpliwość, duże poczucie humoru i umiejętność posługiwania się sarkazmem- level MASTER.

 
Już na izbie przyjęć sprawdzają, czy aby nie trzeba odwieźć cię do psychiatryka, co by problem zepchnąć gdzie indziej.


Lekarz: Nazwisko!

M.: xyz.

L: Imie!

M: xyz.

L: data i miejsce urodzenia!

Miałam ochotę odpowiedzieć już Chrząszczyżewoszyce, powiat Łękołody, ale odpuściłam i brnę dalej...

M: xyz.

I w tym momencie lekarzowi zacina się płyta... Każde z tych pytań pada jeszcze 100 razy! Człowiek zaczyna się zastanawiać, cholera jasna! Może w tym wszystkim podaje mu złe daty?! Może się tak nie nazywam, jak mu podaje?! Zwariowałam?

M: ale ja już przecież mówiłam!

L: nie zapisałem! <wali ścieme>

M: to co pan tam bazgrze?!

L: Siostro!!!

Pewnie, jak problem to po babę wzywać! Gdzie diabeł nie może...
<tak wiem, że sprawdzał moje zdolności kojarzenia i czy nie zacznę pieprzyć bez sensu:)>

Ok. Przesiadka na wózeczek i wio na oddział. Podczas przesiadki ciemno przed oczami, prawie znowu tracę kontakt, ale siadam, yest! Przed oczami gwiazdki, jednorożce, tęcza...

Na oddziale. 

Pielęgniarka: stanąć prosto, zamknąć oczy i trafić palcem do nosa!

Że czym do czego?! Podchwytliwe, nie ma co! Ledwo kontaktuje, ale kuleczki w mózgu próbują się zderzyć, chomiki popierdzielają na najwyższych obrotach, żarówka się musi zaświecić... 

Pies pogrzebany jest w tym: co jest dobrą odpowiedzią na żądanie pielęgniarki? 

Dotknięcie czy nie dotknięcie tego cholernego nosa?!

Wtedy miałam jeszcze kompleks dużego kinola więc zagaduję, co by uzyskać jakieś info:

M: on jest taki wielki, że trudno będzie w niego nie wcelować!

Pielęgniarka nie wzruszona. Żadnej podpowiedzi na zasadzie musisz go dotknąć! 

A więc staję prosto, ręce przed siebie...

Pielęgniarka: Palcami wskazującymi dotknąć!

Wyszedł z niej człowiek i chociaż powiedziała, którymi.

Palce wyprostowane i namierzamy cel... powoli, powoli, powoli...

Wiecie jak to było w szkole, że na teście w ostatniej chwili zmienialiście odpowiedź? Mi też w tamtym momencie przeszło to przez myśl. Czemu nosa? Może wam chodzi o oko, a podpuszczacie mnie na nos, cwane bestie?!

Już mam zmienić kierunek, ale wtedy rzucam sama sobie wyzwanie, a czy ja z zamkniętymi oczami faktycznie dotknę nosa?!

Opuszki zetknęły się z nozdrzami.

M: trafiłam i co?

P: dobrze, nie ma pani wstrząsu mózgu.

Nie można było tak od razu? Ile mniej stresu, ile mniej nerwów!

Jeszcze tylko motylek na kroplówkę i na salę.


Do szpitala trafiłam nad ranem w wigilię. Na oddziale pustki- wszystkie dzieciaki na przepustkach. Śpię jak niemowlę od kilku godzin podpięta pod kroplówkę.

Pielęgniarka czy salowa kij wie: WSTAWAĆ!

Otwieram jedno oko.

PS: WSTAWAAAĆĆĆ ŁÓŻKO MUSZĘ POŚCIELIĆ!

M: a po co?

PS: BO MUSZĘ!

M: ale jaki to ma sens, skoro pani pościeli, a ja się znowu na nim położę i wszystko zmemłam na nowo?

PS: MUSZĘ!

M: jaki pani MUSI to niech se pani pościeli to puste obok!

PS: a po co mam ścielić zaścielone łóżko?!

M: a po co ma pani ścielić moje?!

PS: MUSZĘ!

W tym momencie poczułam się, jakbym ja była w kabinie wc, a pielęgniarkosalowa stała pod kabiną z mocną potrzebą i jedyne, co można z niej wydobyć to
BO JA MUSZĘ!

M: ok zróbmy tak. Ja je sobie sama pościele, jak już wstanę?

PS: WSTAWAĆ!

Myśląc dalekosiężnie stwierdziłam, że dyskusja będzie trwała i trwała, ustępuje, słaniając się siadam na łóżku obok. Pielęgniarkosalowa ścieli, co polega mniej więcej na podrzuceniu kołdry. Staje uśmiechnięta.

PS: JUŻ!

M: czyli teraz moge się położyć i nadal spać?

PS: tak :D

Upierdliwe, złośliwe czy jakie? Pracownik miesiąca cholera? Jakieś zakłady, kto ile łóżek zaścielił?

Wszyscy narzekają na szpitalne jedzenie.

Rankiem po akcji żołądka o kryptonimie wyrzuć z siebie wszystko, przychodzi czas na jedzenie.

Wchodzi pani z wózeczkiem. Na śniadanie mnie cholera jakoś nie obudzili! Wjeżdża obiad. Do pokoju. 

Na pierwsze rosołek. Na drugie kurczaczek w złocistej, chrupiącej skurce, ziemniaczki i buraczki. Dla mnie WYPAS! 

Jem, aż mi się uszy trzęsą, boje się trochę, czy z kurczakiem nie spotkamy się ponownie i w duchu zastanawiam, czy tak powinna wyglądać dieta po zatruciu czy tam grypie żołądkowej? 

Wtem wpada mój catering i wrzeszczy:

Catering: NAZWISKO!

Myślę sobie, oho lekarz z izby przyjęć się mści.

M: xyz

Catering: Jezus Maria!
Ty dziecko jesteś na ścisłej diecie! Boże, a ja ci kurczaka daje!

Szczerze się do cateringu i mówię:

M: dziękuję, dobre było, nie spodziewałam się :D

Catering: Dziecko! Jakby kto pytał, to tego nie jadłaś! Mnie tu nie było! Nie widziałaś mnie!

I łap za mój talerz, na którym jeszcze trochę buraczków!

M: ale nie skończyłam!

Catering:
pamiętaj! Ty nawet nie zaczęłaś!

Kolejny tydzień jadłam kisiel i biszkopty. Na deser gotowane jabłko.


Oddział. Wizyta lekarza. Codziennie innego. Dzień pierwszy.


Lekarz: to jak cię czujemy?


M: dobrze


Lekarz: no to dobrze...


i wtem wkłada mi rękę pod spodnie!


M: <wrzaskiem> co pan robi?!


L: badam tętno


W moich majtkach? O, nie ze mną te numery! Mam 14 lat i sobie nie dam! Lekarz może i ma cel szczytny, ale czy intencje szczere?!


M: akurat tutaj?! To się bada przecież na nadgarstku! <tak, pouczałam lekarza, gdzie się lepiej sprawdza tętno>


L: Lepiej wyczuwalny jest w pachwinie.


Mam ochotę wyrzucić ręcę w górę i powiedzieć, ok ty tu jesteś lekarzem.


Gorączka. 

Zimno mi jak cholera. Na sali jakieś 7 pustych łóżek. Ja sama skurczona pod jedną, cieniutką kołderką.


Pielęgniarkosalowa: zimno?


M. <ciśnie mi się na usta jak cholera> tak. Mogę kołdrę albo kocyk z innego łóżka?


PS: NIE!


M: ale przecież nikt pod nią nie leży, nikogo tu oprócz mnie nie ma...


PS: NIE! Z domu se przynieść!


PS wychodzi. Mama kradnie kocyk i przykrywa mnie nim. Potem wraca do domu.


PS wchodzi: mówiłam, że nie można było koca brać!


M: ale ja nie mam pojęcia, co on tu robi...


PS: MÓWIŁAM!


M: niech pani gada z kocykiem co on tu robi, ja spałam!


Metoda rżnij głupa.


PS: TYLKO MA MI WRÓCIĆ NA MIEJSCE!


M: do mnie pani mówi czy do kocyka?


PS: <WKURW>


A moi drodzy miałam prawo tak mówić. 

Wieczorem gorączka osiągnęła 39,8 stopni.


Wchodzi młoda pielęgniarka. Podaje termometr. Widzi 39,8. Podaje dożylnie paracetamol. Wychodzi.


Wchodzi. Podaje termometr. Wychodzi.


Ja już w lepszym humorze. Wchodzi. Oddaje jej termometr:


MłodaPielęgniarka: Jezus Maria!


M. w myślach, ale tu psioczycie na wszystkich, tylko nie na siebie


M: ?


MłodaPielęgniarka: Jezus Maria! Przecież dałam paracetamol dożylnie, a Ty masz 40,2!


Aha. Stąd to dobre samopoczucie. Umieram. Podobno przed śmiercią stan pacjenta się poprawia więc czas na mnie.


Uczyli Was na PO, że jak komuś sprawdzacie, czy ma czucie w nogach, to sprytnie zasłaniacie mu nogi i pytacie, czy delikwent może poruszać lewą stopą? I nawet jak nie ruszy to mówimy mu spoko, będziesz żył i nie dajemy po sobie poznać, że jest do dupy?


Tej pielęgniarki nie uczyli. Poszła wtedy na wagary.


MłodaPielęgniarka: Boże! Co ja zrobię?! Przecież nie ma prawa rosnąć! W takim tempie! I to dożylnie. Jezus Maria.


Strach i przerażenie w oczach. O dziwo, nie w moich tylko jej.


Podaje mi termometr.


MłodaPielęgniarka: zmierz jeszcze raz!


No to mierze, mierze, nie idź do światła, mierze, mierze...


Wchodzi. Zgarnia termometr. Ręce jej się trzęsą.


MłodaPielęgniarka: 38,2... SPADA! Źle se wcześniej termometr strzepnęłam!


A myślałam, że to faceci tylko mogą sobie źle strzepnąć.


Z kroplówkami też było ciekawie. Odpinali mnie jak chciałam siku, podpinali jak wracałam.


I tak wróciłam, pielęgniarka podłączyła. Leże sobie, książkę czytam.


Hm... ale dlaczego moja rurka do kroplówki jest czerwona?


DINGDONGDINGDONGDINGDONG tym pstrykaczem przy łóżku.


Wchodzi MłodaPielęgniarka. Nie wróży to dobrze.


MłodaPielęgniarka: o co chodzi?


M: czemu krew leci do kroplówki?!


MłodaPielęgniarka: oj


Właśnie takiej odpowiedzi po personelu medycznym się spodziewałam.


M: no oj, ale czemu?!


MłodaPielęgniarka: cofka się zrobiła


Dowcipnisia.


Pani wybaczy, ale ja cofek na kilka najbliższych lat to ja mam dość!


MłodaPielęgniarka: taką kolorową rurkę teraz będziesz miała :)


Poczarowała i zassało jak trzeba.


Po 3 dniach w szpitalu stwierdziłam, że albo mam omamy, przywidzenia, źle z głową, albo ktoś mnie non stop śledzi.


Śledzi w drodze do łazienki.


Co ja do łazienki, to za mną pielęgniarka.


Nawet porządnego PLUM się wstydziłam zrobić!


Po kilku dniach wszystko stało się jasne.


Jestem chuda. Na oddział trafiłam na skutek silnych wymiotów.


Więc nie chodzę do wc na siku! Tylko na pawika.


ANOREKTYCZKA


Rozmowa z rodzicami, wchodzi szycha, czyli ODDZIAŁOWA.


Na nic tłumaczenia, że jem, że wszyscy w rodzinie tacy szczupli, że przecież grypę żołądkową miałam.


ANOREKTYCZKA I KŁAMCZUCHA!


Przecież każda tak mówi! A ja jestem oczywiście KAŻDA.


Zaczynam się śmiać pod nosem. Moją głupią przypadłością jest, że jak się denerwuję to się śmieję.


ANOREKTYCZKA KŁAMCZUCHA I NA DODATEK BEZCZELNA!


Ranek. Znacie to uczucie, kiedy czujecie, że ktoś się na was gapi? No więc poczułam, przez sen.


Dla bezpieczeństwa zawsze otwieram jedno oko.


Pielęgniarka. Przy łóżku. Moim. Przy mojej szafce. OTWARTEJ!


Grzebie sobie na legalu.


M: <ze stoickim spokojem> co pani robi?


Grzebiąca: oj, to pani nie śpi?


Teraz to pani...


M: jak widać...


Grzebiąca: <uśmiech nr 5 :D>


M: ?


Grzebiąca: a bo nie chciałam pani buuudzziiiććć....


M: wyszło pani


Grzebiąca: a bo ja widziałam, że pani ma takie gazety, a nam się w dyżurce nuudziii, to byśmy se poczytały. ODDAMY!


M: trzeba było obudzić i zapytać


Grzebiąca: ale ja nie chciałam budzić!


M: czyli mi się śni, że rozmawiamy? BO ŚPIĘ?!


Grzebiąca: ale mogę? ODDAMY!


Nadszedł dzień zemsty.


Dzieciaki wróciły po przerwie świątecznej na oddział. Było już do kogo zagadać.
Wpadam po coś do swojego pokoju. Stoi pielęgniarka. Z wykresem.


Pielęgniarka: STOLEC BYŁ?!


M: <poznałam chłopaków na oddziale, więc rozkojarzona rzucam> co było?


Pielęgniarka mocno wkurzona, że nie zrozumiałam jakże branżowego, specjalistycznego określenia STOLEC. Zniża się do poziomu zwykłego śmiertelnika i pyta:


Pielęgniarka: czy KUPA była?!


Stolec i kupa to to samo, a z ust pielęgniarki jakoś pachnie to inaczej. Stolec gloryfikowała, kupę zniżyła do poziomu rynsztoku.


I stoi pielęgniarka. Z wykresikiem moich stolców. Kropka- był, kreska-nie było.
Nadszedł dzień zemsty. To moja chwila prawdy!


M: nie było, ale nie powiedział jeszcze w tej kwestii dzisiaj ostatniego słowa!


Pielęgniarce poszła para z uszu. KROPKA CZY KRESKA?! Co ona ma tam narysować?! Jak o tej porze mam czelność stwierdzić, że może jeszcze będzie? 

Pytania o stolec umilkły. Śledzenie również. 


Może to dzięki gazetom się wkupiłam?


A Wy? Macie jakieś szpitalne anegdotki?


Całusy,
M.




Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)

18 listopada 2013

Wyścig (2013). Recenzja filmu


Jak w każdą sobotę pani M. i pan M. kminili, co by tu ze sobą zrobić. Padło na kino. Padło na Wyścig.

Nie musisz być fanem formuły 1. Nie musisz nawet kochać sportu. Nie musisz wiedzieć, kim byli Niki Lauda i James Hunt. Ten film to opowieść o rywalizacji, walce z porażką, ale i <mimo wszystko> o pięknej przyjaźni.

Wyścig jest filmem biograficznym poświęconym Nikiemu Lauda. Jego rywalem w wyścigach jest James Hunt.

Niki- perfekcjonista, dobry kierowca, rozważny. James- szaleniec i playboy. Tych dwóch na torze nie ma sobie równych. 

Film poprowadzony jest tak, że widz niemal zmuszony jest do opowiedzenia się po którejś ze stron. Jak to w sporcie wybieramy, za kogo trzymamy kciuki. 

Nie będę Wam tutaj streszczała całej fabuły. Najważniejszym jednak wątkiem w całym filmie jest to, że Niki ma bardzo groźny wypadek na torze. Jak wykorzystuje to James? Oczywiście wygrywa wszystkie wyścigi, bo Niki nie jest już dla niego zagrożeniem. Do czasu, gdy Niki wychodzi ze szpitala i ponownie staje do szaleńczej rywalizacji. Kto zdobędzie tytuł mistrza świata?

Wzruszające sceny pokazują jednak, że James mimo nazywania Nikiego szczurem, bardzo go szanował <potwierdza to chociażby scena, w której James daje w zęby dziennikarzowi za chamskie pytania w stronę Nikiego>. Scena, w której Niki staje pomiędzy wyborem: szczęście u boku żony czy groźba kolejnego wypadku? Aż w końcu scena końcowa, gdzie ci dwaj niemal mówią sobie <na swój sposób> że się lubią. 

Film pokazuje też, jak ciężką walkę psychiczną toczy sportowiec po wykluczeniu go przez wypadek ze współzawodnictwa. 

Najlepszym cytatem, jaki zapamiętałam z filmu, był cytat o szczęściu. Wypowiedział go Niki tuż po swoim ślubie. Człowiek, który był zawsze na maksa skupiony i poważny, staje zamyślony w oknie i mówi:

Jestem szczęśliwy. Ale szczęście to mój wróg. Teraz wiem, że mam coś do stracenia. Szczęście to strach. 

Gorąca polecam Wam ten film. Nie zmarnujecie pieniędzy.

Całusy,
M.




Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)

16 listopada 2013

Jakie seriale na zrelaksowanie się Wam polecę?

Nie, nie oglądam telewizji. Tak, oglądam seriale :D Dlatego, gdyż już posprzątacie dom na błysk polecę Wam seriale, które spokojnie możecie znaleźć w sieci. Lecimy!


New girl poznałam przed Świętami Bożego Narodzenia. Wszystko było już przygotowane do owych świąt, dlatego usiadłam przed komputerem w poszukiwaniu jakiegoś pozytywnego serialu. I znalazłam! Od razu polubiłam Jess i chłopaków, z którymi mieszka. Od zawsze marzyłam o takim mieszkanku ze współlokatorami, dlatego fabuła od razu przypadła mi do gustu. Nie muszę chyba wspominać, że trzymałam kciuki, żeby Jess związała się z Nickiem? :D Serial jest mega śmieszny. Z każdym kolejnym sezonem nie traci na wartości. Jest moim ulubionym , dlatego bardzo, BARDZO polecam!


Jak poznałem Waszą matkę chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Obecnie emitowany jest ostatni sezon. Nie oglądam serialu od jego początku, a do oglądania go zachęcił mnie mój narzeczony. Serial coś trochę na wzór "Przyjaciół", jednak na bank, nie jest od niego lepszy :) Chociaż ostatni sezon jest momentami nudny, jak flaki z olejem to jednak ma "zrywy" śmiesznych momentów.


Tak, tak. Wiem! Pewnie teraz pukacie się w głowę, czy ja nie jestem "za duża" na taki serial. Już się bronie! Otóż, za moich czasów <widzicie już przed oczami dinozaura?> nie było seriali typowo dla nastolatek. Po zniknięciu z anteny Mody na Sukces, tzn. yyyyy Plotkary, musiałam jakoś zapełnić pustkę :D Padło na Dzienniki Carrie. Mowa oczywiście o tym, co było przed Seksem w Wielkim Mieście. Wątki miłosne, życiowe wybory. Szukałam też zastępstwa dla serialu, którego więcej już chyba nie będą kręcili, mianowicie mowa tu o Jane by design, który zakończono po 1 sezonie. Na dodatek serial porzucono, gdy tak naprawdę wątki zaczęły się zbliżać do rozwiązania. Pozostawiono więc widzów z domysłami.


Żeby nie było, polskim serialem nie pogardzę. Przepis na życie oglądam dopiero od... 4 sezonu :P Podoba mi się, że jest taki kolorowy w porównaniu z innymi polskimi serialami. Chociaż ci, którzy oglądają go dłużej twierdzą, że fabuła staje się już wymuszona i nudna.




Serial, który w zasadzie nie wiadomo do końca, czy się skończył, czy nie to United states of Tara. POLECAM! Jest strasznie zakręcony, ponieważ główna bohaterka, <a raczej bohaterki...> Tara cierpi na dysocjacyjne zaburzenie tożsamości. W całkiem inną osobę zamienia się za każdym razem, kiedy tylko jest zestresowana. Poza tym ma syna geja, 
dziwną córkę i męża, który momentami ze wszystkimi problemami zostaje sam. Genialna rola Toni Collette, za którą dostała Złoty Glob!

Polecicie coś od siebie?



Całusy,
M.




Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)

13 listopada 2013

Kiedy ostatnio zrobiłeś coś po raz pierwszy?



Podobno pierwszy raz smakuje najlepiej, najchętniej się go wspomina i najbardziej się go pamięta.

Pierwszy krzyk, krok, słowo, pocałunek, miłość...

Gdy człowiek zaliczy te najważniejsze "pierwsze razy" nie zwraca już chyba uwagi na inne. Nie docenia ich. Nie zauważa? Są mu obojętne? Uważamy, że "czynność", którą wykonujemy jest zbyt zwykła, codzienna i oczywista dla wszystkich, żeby ją celebrować.

Co ja ostatnimi czasy zrobiłam pierwszy raz?

Pierwszy raz leciałam samolotem, pierwszy raz byłam w Warszawie, pierwszy raz byłam we Wrocławiu, pierwszy raz prowadziłam samochód, pierwszy raz się zaręczyłam <haha>. Nawiasem mówiąc, dowiedziałam się, że moja prababka miała 3 mężów, babcia miała 2, mama miała (póki co) 1. Wychodzi na to, że tendencja spadkowa więc ja powinnam mieć 0 :D W sumie w każde Andrzejki z wróżb wychodziło mi, że albo zakon albo staropanieństwo. Ale nie o tym miało być!

Pierwszy raz jadłam krem z dyni, pierwszy raz piłam zieloną herbatę. Pierwszy raz byłam na "zagranicznych wczasach", pierwszy raz pływałam w Morzu Śródziemnym. 

Pierwszy raz zostałam ciocią. Pierwszy raz byłam na zajęciach z Pilatesu. Pierwszy raz obejrzałam film w 3d.

Napisałam pierwszego posta na tym blogu. Pierwszy raz prowadziłam audycję w radiu.

Nie są to wyprawy na Kilimandżaro, nieprawdaż?

Pierwsze razy pozwalają nam na powiew świeżości w naszym życiu. Poszerzają nasze horyzonty. Tylko tam sprawdzimy, czy nam się coś podoba czy nie. Dają powera.

Jak widzicie, czasami to pierdoły. Ale i one wnoszą coś w nasze życie. Urozmaicają je, wyrywają z rutyny

Dlatego przyznajcie, co ostatnio zrobiliście po raz pierwszy? 


Całusy,
M.




Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)

12 listopada 2013

"Potęga podświadomości" Joseph Murphy. Recenzja



Książkę nabyłam przez zupełny przypadek. Ot, rzuciła mi się w oczy w Matrasie. Nie przeczytałam o niej wcześniej opinii w Internetach, czego trochę żałuję.

Pierwsze 20 stron książki mocno mnie wkurzyło. Przez 20 stron nawijanie autora o tym, jaka ta książka jest zajebista, jak odmieni nasze życie- bo tylko TA książka jest w stanie zrobić coś z naszym życiem! Denerwowało mnie też pisanie z dużej litery słów typu Cudowna Mądrość, Wieczna Mądrość, Potęga i tym podobne.

Mnóstwo odwołań do Boga i Biblii. 

Ogólnie książka ma na celu nauczenia nas wywierania wpływu na naszą podświadomość poprzez odpowiednie myślenie. Autor podaje nam kilka afirmacji, czyli tak zwanych przeze mnie "wmawianek", które mają dać nam zdrowie, pieniądze lub szczęście. 

Co ciekawe, większość ludzi, którzy zwracali się o pomoc do Murphy'ego, uzyskiwali to co chcieli już po 3 tygodniach. Non stop właściwie czytacie, po 3 tygodniach stało się to, czego chciał... Jednemu facetowi na przykład upierdzieliło rękę, bo mówił sobie, że za zdrowie swojej córki może stracić rękę. Nie ma ręki, ale córka ponoć ozdrowiała. I co? Bilans wychodzi na 0. <Dlatego uważajcie, jak mówicie prędzej mi tu kaktus wyrośnie, bo Wam jeszcze wyrośnie>. Niestety momentami czułam się, jakbym zaraz miała wstąpić do jakiejś sekty i ta książka przygotowuje mnie do egzaminu wstępnego. 

Mimo wszystko z prawie 300 stron udało mi się wynotować coś mądrego:


  • spraw, by w Twoim umyśle zamieszkały dobroczynne myśli,
  • Twój umysł musi się zmienić, zanim Twój świat zacznie zmierzać w upragnionym przez Ciebie kierunku,
  • wierz, że otrzymasz,
  • uwolnij się od błędnych poglądów i opinii, które dręczą ludzi,
  • szczęścia nie można nabyć,
  • strach to tylko myśl- zastąp go wiarą w sukces,
  • to jak myślisz, postępujesz i czujesz wobec innych, w końcu wróci do Ciebie,
  • nie pozwól, by ktokolwiek na świecie odwiódł Cię od życiowego celu,
  • cudze sugestie i opinie nie mogą Ci zaszkodzić,
  • odkryj, co Cię uzdrawia,
  • choroby czerpią siłę wyłącznie z uwagi, jaką im poświęcamy, i strachu, jaki przed nimi czujemy,
  • nie piętnuj innych,
  • ciesz się powodzeniem innych,
  • prowadź zrównoważone życie,
  • aby otrzymywać, trzeba dawać,
  • możesz mieć własne zdanie, nie będąc nieuprzejmym, <coś, co koniecznie muszę zastosować w swoim życiu>
  • każdy problem zawiera w sobie rozwiązanie,
  • pech nie istnieje,
  • zrób to, czego się boisz, a strach minie <również powinnam sobie to przyswoić>.
Znajdziecie dużo wskazówek na temat afirmacji i wizualizacji:
  • wyobraź sobie, że myśli już się urzeczywistniły,
  • nigdy nie mów nie stać mnie na to ani tego nie potrafię. Podświadomość będzie Cię trzymała za słowo i dopilnuje, żebyś nie miał ani pieniędzy, ani umiejętności,
  • myśli negatywne plenią się w podświadomości i prędzej czy później wydadzą owoce, które ujawnią się w Twoim życiu pod postacią przykrych przeżyć i wydarzeń,
  • wszystko, co Ci się do tej pory przydarzyło, było wynikiem Twoich myśli, które wpoiłeś podświadomości, wierząc, że są prawdziwe,
  • zacznij wpajać podświadomości wyobrażenie wolności, beztroski, szczęścia i zdrowia,
  • myśl negatywna zastępuj myślą pozytywną, 
  • jesteś tym, co myślisz,
  • waż słowo- podświadomość urzeczywistni wszystko, co pomyślałeś i powiedziałeś,
  • wyobrażając sobie końcowy rezultat sprawisz, że podświadomość zareaguje, urzeczywistniając to wyobrażenie,
  • do podświadomości należy przemawiać z przekonaniem,
  • ilekroć zapadamy w sen, powinniśmy zlecać naszej podświadomości jakieś dobroczynne w skutkach działanie,
  • niechaj piękne i szlachetne myśli wejdą Ci w nawyk,
  • musisz wierzyć, że Twoja prośba zostanie spełniona,
  • na podświadomość najłatwiej wpłynąć w stanie zbliżonym do snu,
  • sformułuj pragnienie w 1 zdaniu,
  • powtarzaj formułę przed zaśnięciem i po przebudzeniu,
  • uważaj, co myślisz,
  • czuj się bogatym i zdrowym,
  • podświadomość udziela odpowiedzi w sposób, jakiego się nie spodziewasz.
Moje podejście jest sceptyczne. Dla mnie to takie "wkręcanie sobie", a nie konkretne działanie. Od samego gadania nic się nie stanie. W pełni zgadzam się z zamianą myśli negatywnych w pozytywne i ogólnie z namawianiem do tych dobrych myśli.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała jakiś "wmawianek" na sobie. Dotyczą one wzbogacenia się. Co prawda w totka nie wygrałam, ale w ostatnich dniach pieniądze jakby biorą mi się znikąd. Jednak zasługa tutaj chyba zbliżających się Świąt.

Przed snem, zwłaszcza, gdy cierpię z powodu bezsenności, przychodzą mi czasem do głowy głupie myśli. Mogę chyba teraz z całą pewnością powiedzieć, że jedna się w pośredni sposób urzeczywistniła. Jaka zasługa była tutaj podświadomości, a jaka przypadku?

Co mi się nie spodobało to to, o czym pisałam już na Facebooku. Otóż przez myśl przeszło mi kupno nowego komputera. Idąc tropem wizualizacji, wyszukiwania go na alledrogo, pomyślunkiem, skąd pozyskać fundusze- komputer lub chociaż 2000 złotych powinnny spaść mi z nieba! Jednak, że zacytuję powyższe podświadomość udziela odpowiedzi w sposób, jakiego się nie spodziewasz- stary komputer nagle zaczął się wieszać, torpedować blue screen'ami. I stał się format. Jeszcze nie mam dźwięku... 

Co o tym sądzicie? <Chociaż za radami Kominka z jego nowej książki nie powinnam Was o to wcale pytać :)>
Nie bez powodu mówi się nie kracz, nie wywołuj wilka z lasu... Jestem na tak, jeżeli chodzi o pozytywne myślenie, bo negatywne działa na nas bardzo destrukcyjnie. Jednak, czy mówiąc sobie przed snem będę bogaty, faktycznie staniemy się multimilionerami? Żeby wygrać- trzeba grać, czyli żeby coś się stało- trzeba działać, a nie tylko o tym mówić. Według mnie, mówieniem możemy napędzać nasze zamiary, motywować się.

Całusy,
M.




Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)

6 listopada 2013

Być kobietą, czyli dlaczego faceci mają przesrane ( z przymrużeniem oka). Pół żartem, pół serio




Jak ja lubię, jak temat na nowy post spada na mnie jak grom z jasnego nieba mimo tego, że mam kilka tematów już zapisanych, piszę na inny :)

O kobietach mówi się, że są słabą płcią. Że takie delikatne, czułe, wrażliwe. Według mnie kobiety bardzo sprytnie to wykorzystują. Kobiecie zawsze się upiecze (nawet, jeżeli obok nie stoi żadna Kasia). Każde nasze zachowanie możemy usprawiedliwić, wszystko uchodzi nam na sucho. Po prostu mamy lepiej, takie już nasze naturalne uwarunkowania.

       ZMIANY NASTROJU. Burza hormonów. W jednej chwili miłujemy każde boskie stworzenie, w drugiej stajemy się żądnym krwi rzeźnikiem. Mamy ochotę na pizzę, a za 5 minut na ogórka kiszonego (co zawsze kończy się tekstem czy ty nie jesteś w ciąży? ). Foch o byle co w dowolnym momencie. Może nam się chce sexu, a może nam się nie chce. Potrafimy tak odwrócić kota ogonem, że koniec końców to nas trzeba przepraszać!  Dzwonimy powiedzieć naszemu Misiowi, jak bardzo go kochamy. Że pyszny obiadek czeka na stole. Że jednak ten seks będzie. Że tęsknimy. Wybieramy numer, w końcu mamy jego zdjęcie na szybkim wybieraniu. Piiiip, jeden sygnał. Piiip, drugi sygnał. Piiip, abonent jest czasowo nieosiągalny/ poza zasięgiem/ ma wyłączony aparat/jest z kumplami na piwie/itd. Nie odbiera skurwy***. Miłość won! Od razu próba włamu na maila, na facebooka, sprawdzenie historii w przeglądarce, wyszukiwanie na alledrogo zestawu „małego szpiega”. Biedaczek jednak odbiera i lawiinaaa pytań: czemu nie odbierasz, z kim jesteś, gdzie jesteś, o której będziesz, kiedy wracasz?! Jak z karabinu maszynowego. Każda kobieta ma chyba gdzieś w drzewie genealogicznym Hitlera.

     UDAWANIE ORGAZMU. Wyobrażacie sobie, że facet udaje? Oni za cholerę nie mogą udawać. U nich widać jak na dłoni, że jednak było spoko. Przypomina mi się scena z Sexu w wielkim mieście, gdzie bohaterka podczas zbliżenia pyta kolesia, kiedy dojdzie, bo ona musi jeszcze nastawić pranie (nie pamiętam, czy to było faktycznie pranie). Przyznajmy się same przed sobą- o czym myślimy w czasie sexu? Hym, hym, hym… na jaki kolor pomaluje sobie paznokcie? Hym, co jutro na obiad? Ale ładna była ta sukienka, co ją dzisiaj w galerii widziałam! Ciekawe, czy ktoś mi skomentował posta na blogu? A o czym myśli facet? Chyba jest jej dobrze? Uuuułłaaa na pewno, ma taka rozanieloną minę! Taki macho jak ja, co jej ma być źle?! Ale dla pewności pada fundamentalne: dobrze ci?! Już ma nam się wymsknąć, że nas obudził albo miałyśmy życiową rozkminę, ale brniemy w tę tragi-farsę i wymijająco odbijamy piłeczkę  a co, nie widać? Sprytne! Bo przecież facet nie przyzna wtedy, że nie nie widać! Każda kobieta rodzi się aktorką. Hohoho wbijmy mu paznokcie w plecy, a niech ma! Głośniej westchniemy, rzucimy parę ooo tak i mamy z głowy. O tym, dlaczego nie warto udawać może napiszę w innym poście i dlaczego to jest be i fuj. Dzisiaj nie mam ochoty na moralizatorstwo (istnieje takie słowo, bo wydaje mi się za długie?:P) Facet ma jeden jedyny wskaźnik, że jest mu dobrze i kobiety już o nic nie muszą pytać. Tak czy siak, współczuję facetom, bo czasami trzeba się napocić, żeby coś wskórać :)


         KOBIETA NIE MA OCHOTY A FACET NIE MA OCHOTY. Nas czasami rzeczywiście boli ta cholerna głowa! Ja w odpowiedzi zawsze słyszę, że na ból głowy najlepszy jest sex. Aczkolwiek to dobra wymówka, bo ból głowy jest niesprawdzalny i nie-do-po-dwa-że-nia! Odwracamy się tyłkiem i zapinamy jeszcze focha, że koleś nalega. Weź tabletkę to ci przejdzie. Po godzinie od zażycia: przeszło ci? Przeklinasz wtedy cały przemysł farmaceutyczny. Oczekujemy, że facet po prostu zapomni, albo mu się odechce, albo da za wygraną. Co w sytuacji, gdy facet nie chce <serio, zdarza się!>? Po pierwsze wskaźnik od razu wskazuje, że nic z tego. Dętka. Ciekawe, czy są już na to jakieś aplikacje na smartphony? Przykładasz kolesiowi telefon do wskaźnika i wtedy miarka wskazuje, na ile % będzie dzisiaj bzykanko? I o ile nasze boli mnie głowa powoduje, że na chwilę mamy spokój to facet ma przegwizdane. Zaczyna się nie podniecam cie? Nie podobam ci się już? W najgorszym wypadku  nie kochasz mnie?! Sorry, pomyliłam się z tym najgorszym… ZDADZASZ MNIE?! W głowie nam się nie mieści, że facet nie chce! SZOK I NIEDOWIERZANIE! Płacz, lament i śpisz na kanapie. Jak żyć, panie premierze, jak w tym kraju facetowi odechciewa się sexu?! Zielona wyspa? Chyba wyspa posuchy!

         KOBIETA OGLĄDA PORNO, FACET OGLĄDA PORNO. Gdy facet dowiaduje się, że jego kobieta ogląda filmy pornograficzne: woooowww, ale super, oglądajmy razem! Wooow i czego nowego się nauczyłaś? Wooowww, a widziałaś ten filmik, jak ta babka z tym kolesiem robili to i to?! Wooow, pokaż! Kiedy facet ogląda porno i wyjdzie to na jaw następuje analogiczna sytuacja, co w punkcie 3 z dodatkiem co mają one, czego nie mam ja?! Mówiłeś, że lubisz małe piersi! Mówiłeś, że nie marzy ci się trójkąt (oczywiście z dwoma panienkami, bo gdzieżby myślał o tobie i wziął do trójkącika faceta?!).

         NAM MOŻE SIĘ JESZCZE ZMIENIĆ ROZMIAR. Fakt. Rozmiar naszego biustu jest ruchomy. Raz mniejszy, raz większy. A penis? <nie bójmy się użyć tego słowa, zamiennie będę używała Wacław>. Ni huhu. Jaki ci urósł, takiego masz! Najgorzej wypalić do faceta, jak ten zdejmie boxerki to wszystko? Gdzie schowałeś reszte, no nie drocz się ze mną, pokaż! < i zaczynasz trzepać mu kieszenie> Albo spoglądasz fachowym okiem, wyciągasz zestaw mierzenia fiutków, czyli miarkę krawiecką i odmierzasz mówiąc, ile mu brakuje do rekordzisty a tobie do szczęścia. My mamy „staniki typu push’up”. Takie tam, niewinne kłamstewko. Facet i tak zawsze ci powie, że lubi takie, które mieszczą się w dłoni, żeby wstrzelić się w klucz, jak na maturze.

         ZDRADA KOBIETY A ZDRADA FACETA. Kobietę zwykle tłumaczy się tym, że pewnie jej facet nie dawał jej tego, czego potrzebowała. Że jej nie kochał. A ten drugi to taki romantyczny był, w oczy tak patrzył, wierszem mówił. Chwilowe uniesienie. A facet? Buc skończony, jak on mógł?! Nawalony jak świnia pewnie był! A ja taka dobra dla niego byłam! Patelnią ani razu nie zdzieliłam, michę z żarciem dawałam, sexu raz w miesiącu nie odmawiałam! Nawet czasami zwróciłam się do niego po imieniu, a nie jak zwykle stary.

         ZADBANA KOBIETA A ZADBANY FACET. W naszym społeczeństwie niestety dominuje jeszcze pogląd, że jak facet jest zadbany to pewnie jest gejem albo jak jest fajnie ubrany, to jest hipsterem. Są jednak według mnie granice dbania. Byłam w szoku, gdy koleżanka pudrowała swojego ślubnego! Przyznam bez bicia, że troszkę miałam z tego śmiechu. A po co ty go pudrujesz?! Żeby się nie świecił na zdjęciach! Ok, a dobrałaś odpowiedni kolor do karnacji? W odpowiedzi <wzrok bazyliszka>. A mineralny, BB, CC, transparentny, matujący? <wkurw>. Czyli jak następnym razem będę w Rossmannie to mogę do niego zadzwonić po radę, co mi poleci? <udaje, że nie słyszy lalalala>. Ej, no serio to trzeba było mu chusteczki matujące kupić! Ma ładnie wyglądać na zdjęciach! Ano jak zdjęcia są dla ładnego wyglądania a nie dla wspominania szczęścia to okej… Pomijam, że biedak dostał chyba od tego jakiegoś uczulenia. Osobiście przerażają mnie faceci, którzy dbają o siebie bardziej niż ja. Tak samo nie ufam facetom z sygnetami.

         KAŻDY FACET TO ŚWINIA I TRZEBA ICH JEDNAKOWO TRAKTOWAĆ. Znajoma swego czasu dała się <delikatnie mówiąc> źle traktować przez facetów. Stwierdziła więc, że ona zacznie się zachowywać w stosunku do nich tak samo. Poderwie i porzuci. Jezu! Nie wszyscy są tacy sami! Ale nie przetłumaczysz! Narobiła facetowi nadziei i skwitowała to tylko tym, że dla niej to nic nie znaczyło. Powiedziała mu to z zimną krwią prosto w oczy! I jak po takim zawodzie, facet ma normalnie traktować kobiety, które później pojawią się w jego życiu? Koło się zamknie, bo koleś stwierdzi, że wszystkie kobiety to zimne suk*.

         PŁACZĄCA KOBIETA A PŁACZĄCY FACET. Mężczyźnie zawsze wpaja się, że ma być twardy a nie miętki. O ile kobiety płaczą czasami <za przeproszeniem> o byle gów** o tyle facet zawsze płacze z jakiegoś mega ważnego. Facet płacze wtedy, kiedy jest już u kresu wytrzymałości psychicznej. Mnie taki widok zawsze rozczula. A my? Autobus mi odjechał buhuuuu, buciki mi się ubrudziły buhuu, jaka wiewióreczka buhuhu!

I kto ma lepiej na tym świecie? Albo: kto jest bardziej bezkarny? :)


Całusy,
M
.



Ps. Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny. Wiem wtedy, że nie piszę tego tylko dla siebie i dla ewentualnie moich dwóch kotów :)